Relacja z zawodów w Poznaniu, oczami i słowami naszego klubowego kolegi: Zby
Rozdział 1. Okoliczności przyrody
Wyjazd do Poznania w środku nocy o 8:00, powrót do Krakowa wieczorkiem po 23:00, czyli w sumie ponad 900 minut. Wyścig – około 40 minut. Proporcja daje ca. 22 minuty “akcji towarzyszących” na każdą minutę jazdy na rolkach i taka proporcja jest ze wszech miar słuszna – na każdą minutę męki 22 minuty zabawy! 🙂
KKSW Krak reprezentowało pięcioro zawodników, a same zawody na dystansie 20 km można określić mianem torowych, jako że odbywały się… na torze. Tyle, że samochodowym (cf. obrazek poniżej – widok na tor z ornitoptera).
To że trzeba było przejechać 5 pętli po 4 km każda jeszcze nie robiło specjalnego wrażenia. Natomiast fakt, że trasa w każdym punkcie miała 12 metrów szerokości już owszem – kompletnie odpadły szlochy pokroju “nie było się jak przecisnąć, a do tego zblokowali mnie na finiszu”.
Co gorsza należało wykazać się umiejętnością zakręcania zarówno w lewo, jak i w prawo, gdyż pętla raczy zawodników czternastoma zakrętami, z czego 5 w lewo, a 9 w to drugie lewo, czyli w prawo. A mówi się, że jazda szybka to nie freestyle i nie wymaga zaawansowanych umiejętności.
Dodać warto, że Wrotkarska Majówka jest częścią cyklu Tauron Długodystansowy Puchar Polski.
Rozdział 2. Roast i wycieczki osobiste
W kwestii roastu: temperatura w słońcu przekraczała 30 C.
Basi jednak dobrze to zrobiło, bo nie tylko jako znany spaślix przeprowadziła wytop sadła oraz uzyskała jeszcze większą głębię brązu wierzchniej warstwy organizmu, lecz także zajęła 2. miejsce w kategorii wiekowej i 6. open!
Podjęła też misję wychowawczą próbując wyjaśnić niektóre młodsze koleżanki (tu prośba do korekty o nieingerowanie w formę gramatyczną – tak się mówi ;)). Teza Basi była taka, iż nie jest elegancko i młodym damom nie przystoi, a świadczy wręcz o niedoborach rigczu całą trasę wieźć się na kimś, nie chcieć współpracować dla dobra wspólnego całego pociągu, by na finiszu w cudowny sposób zyskać niespożyte pokłady energii i objeżdżać lokomotywy. Okazało się, że opinie ekspertek są w tej materii podzielone, co na Basię nie miało wpływu kojącego 😉 Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – opisywane zaniepokojenie Basi pozwoliło nam ekspresowo naładować indukcyjnie dwa telefony, power bank i parkującą opodal Teslę.
Jakby tych emocji było mało powodem stałego niepokoju podczas wyścigu był Heniu. Uprzedzając fakty – wszystko dobrze się skończyło, ale przez bitych 20 km miałem okazję obserwować go z bliska (jako że dane nam było wymachiwać odnóżami w tym samym pociągu) i wiele wskazywało na to, że Heniu w każdej chwili może zejść. Z nudów. Ewentualnie zasnąć. Wykazał się jednak hartem ducha, oparł się pokusie i ziewając dotarł do mety zajmując 1. miejsce w kategorii oraz 15 open!
W tym czasie zegarek Henia wahał się czy odnotować popołudniową drzemkę. Sprawę rzutem na taśmę – nomen omen – uratował finisz, podczas którego tętno nieznacznie wzrosło.
Bardzo trudne zadanie tego dnia mieli Jacek oraz Andrzej. Do 20 km po torze doliczyć musieli jeszcze ponad 800 km po drogach za kierownicami swoich bolidów. Obaj sprostali wyzwaniu, choć Andrzej kilometry poznańskiego toru przemierzał solo, co zadania nie ułatwiało – pociąg wynaleziony ponad 200 lat temu nadal nie ma żadnej konkurencji podczas zawodów rolkarskich w jeździe szybkiej, choć znam dwie osoby, które zdają się podważać tę tezę:
- Bart Swings
- Andrzej Stasiak
W każdym razie 11. miejsce Andrzeja w kategorii wymagało szczególnego wysiłku na całym dystansie.
Po wyrównanej walce na całej trasie Jacek zajął 5. miejsce w kategorii i 24. open tracąc ułamki sekund do poprzedzającego go zawodnika. Z dokładnością do tych ułamków właśnie pomiar czasu na każdym z okrążeń wskazywał tę samą wartość dla obu panów.
Po raz kolejny potwierdziła się także odwieczna mądrość, iż podróże kształcą: Jacek uraczył mnie przepisem na wyczyszczenie welurowych dywaników samochodowych, a ja oznajmiłem, że Katowice przez kilka lat były Stalinogrodem. O głębokich rozkminach ontologicznych przez wzgląd na cierpliwość Szanownego Czytelnika nie wspomnę.
Mnie (Zby) udało się ulokować na trzecim stopniu podium w kategorii (17. pozycja open) tracąc tyle do drugiego zawodnika, że po przekroczeniu linii mety widziałem jak ten w leżaczku spokojnie chilluje paląc sobie kawkę.
W ten oto przebiegły sposób przedstawiona została cała nasza 5-osobowa poznańska ekipa.
Z całej stawki najszybciej dystans (prawie) półmakaronu przemierzył Marek Zgrzywa.
Pierwsza wśród niewiast zameldowała się na mecie Anna Walczak.
Pełne (acz niestety niepozbawione błędów) wyniki znaleźć można tutaj.
Rozdział 3. Miłe skutki wczesnej pobudki
Każdy kto kiedykolwiek uczestniczył w organizacji wydarzenia sportowego wie jak ciężka to jest orka (nierzadko na ugorze, a w Poznaniu na torze). Widać, że Organizatorzy czerpią pełnymi garściami z doświadczeń lat ubiegłych i przykładowo tegoroczna pogoda była radykalnie poprawiona w porównaniu z ubiegłoroczną 😉
Bardzo miło było nam wziąć udział we Wrotkarskiej Majówce i nie może tu zabraknąć słów podziękowania i uznania dla Organizatorów, które niniejszym składamy na ręce frontmena imprezy – Kuby Ciesielskiego! Zico – róbcie tak dalej, a my polecamy się na przyszłość 😀
Disclaimer
Opinie i poglądy, a zwłaszcza urągające zasadom savoir-vivre’u i bon-ton’u osobiste wycieczki jakie poczynił autor relacji są świadectwem jego (braku) ogłady, (nie)wrażliwości, (niskich lotów) poczucia humoru i w żadnym razie nie stanowią o doktrynie Klubu, który się od rzeczonych dystansuje, dopuszczając jednakowoż publikację takich brewerii w imię wolności ekspresji, a także dlatego, że nikt inny nie zdążył napisać porządniejszej relacji.
— Zby
Autorami zdjęć są Tomasz Szwajkowski, Maciej Walich, Beata Jochymska, Basia oraz Zby.